Kiedyś przed pracą poszłam do Rossmana. Szukałam czegoś do laminowania, nie chciało mi się "babrać" z żelatyną lub glutkiem lnianym. Trafiłam na produkt, który mocno mnie zaciekawił, bo włosy po ponad dwuletnim rozjaśnianiu straciły blask.
Tematem posta będzie więc Schwarzkopft 7-day Shine Booster - blask tysiąca diamentów przez 7 dni.
Najpierw producent :
Pierwszy krem dodający blasku Taft day Shine Booster zapewnia efekt zamkniętego połysku, ktory trwa do 7 dni
Efekt blasku tysiąca diamentów jak po zabiegu zaminowania włosów, który przetrwa wielokrotne mycie.
Łatwy w użyciu jak szampon.
Wiele nadziei przed użyciem i ogromne rozczarowanie. Produkt nie zrobił nic.
Tym razem plusów nie będzie, bo nawet jakbym usilnie chciała choć jeden malutki znaleźć - nie ma mowy, bo takiego nie ma.
- niewiarygodnie śmierdzi - jest to zapach typowy dla farb Schwarzkopft`a, mocny, upierdliwy zapach, trzymający się na włosach o długo za długo ( po wysuszeniu czułam go jeszcze kilka godzin ),
- straszny brązowy kolor, dobrą chwilę zastanawiałam się czy w ogóle to "coś" nakładać na włosy,
- po spłukaniu włosy niesamowicie poplątane, sztywne, suche, nieprzyjemne w dotyku
- włosy absolutnie nie błyszczą, są w tym temacie dokładnie takie jakie były przed zastosowaniem kremu
- producent coś tam pisze o laminowaniu : nic z tego ; włosy są napuszone, do względnej gładkości daleka droga
- cena : 6,99 zł za saszetkę
Ja wiem, że ocena po zastosowaniu jednej saszetki to żadna ocena produktu, ale skoro jedno użycie narobiło tyle niedobrego( bo sorry, ale dobrego na pewno nic) to nie warto wracać i próbować dalej, bo to bez sensu.
Miłego wieczoru :)