Jeszcze dwa tygodnie temu śmigałam do pracy w leciutkiej kurteczce. Fakt poruszam się samochodem wiec chłód nawet i wieczorny nie był mi straszny.
Ale niestety teraz nastała już pogoda iście późno-jesienna. Wczoraj było mglisto i dosyć zimno. Zimno jest zresztą od zeszłego czwartku ,wskoczyłam już nawet w zimową kurtkę. Nie ma się co szczypać, dopiero przeszło mi przeziębienie, więc nie chcę złapać następnego.
A skoro nadeszła chłodna pora roku to i nadszedł czas palenia wosków. A jak woski to oczywiście Yankee Candle. KLIKNIJ TUTAJ Pisze oczywiście, bo raz zachciało mi się kupić tanią podróbkę YC i oryginałowi nawet "do pięt nie dorastała". Może o tym kiedyś...
Ostatnio w mojej kolekcji pojawiła się tarta Yankee Candle o zapachu grapefruita. I to właśnie on będzie bohaterem pierwszego postu z cyklu "Pachnąca środa.. " ;)
Uwielbiam zapach cytrusów - w formie wszelakiej: czy to jako żel pod prysznic czy balsam do ciała czy nawet odświeżacza powietrza.
I właśnie dlatego zamówiłam - miał być takim energetyzującym wspomnieniem lata. Bo lato kojarzy mi się właśnie m.in. z zapachem cytrusów.
Ale przejdźmy do grapefruitowego Yankee Candle. Wosk to oczywiście klasyczna tarta o gramaturze 22g. Według informacji producenta zawartych na piktogramach z instrukcjami ma wystarczyć na 8 h palenia.
Po rozfoliowaniu - wosk pachnie świeżym, rześkim zapachem tego właśnie cytrusa.
I przyszedł czas na odpalenie wosku. Przez pierwsze może ok 20 minut nic nie czuć. w mojej głowie zrodziła się już myśl, że będzie kiszka.. Ale nie... Po dłuższym czasie palenia pokój wypełnił cudowny ,słodki, dosyć delikatny ale jednak wyczuwalny zapach grapefriuta. Zapach świeży i rześki tak jak w przypadku tarty w formie "stałej". Nie drażniący i nie nachalny, nie powodujący bólu głowy. Zapach utrzymywał się w pokoju jeszcze długo po wypaleniu się teelight`a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz